O shamingach
Gdy poruszyłam temat shamingu na swoim Instagramie, otrzymałam setki reakcji. Wiele osób skarżyło się, że współpracownicy w biurze co rusz komentują ich lunchboxy, sugerując, że warto byłoby jeść mniej, więcej lub inaczej. Odzywały się do mnie kobiety, zaszczute przez wypytywanie o to, kiedy kolejne dziecko. Pisali także mężczyźni, którzy muszą tłumaczyć się z tego, że nie interesują ich samochody. Naczytałam się o wtrącających się bliskich, bezczelnych komentarzach dotyczących jedzenia lub niejedzenia mięsa, wychowywania dzieci, orientacji psychoseksualnej, a nawet wyrazu twarzy, opalania czy tego, że ktoś hoduje koszatniczki i leczy je, gdy są chore, zamiast kupić nowe. Nie mówimy tu o pojedynczych komentarzach – zgłaszane przypadki dotyczą haseł powtarzanych wielokrotnie, przez różne osoby, które pewnie „tylko żartują”, „mają dystans” lub „nie mają nic złego na myśli”. Tymczasem każde „i ty to wszystko zjesz”, „nie wyglądasz na lesbijkę”, „jak to nie przesypia całej nocy” i „za mało się uśmiechasz” (realne przykłady z mojego Instagrama) odkłada się jak kamień na zębach, coraz bardziej utrudniając przeżuwanie świata i siebie.
O co właściwie chodzi z tym shamingiem? Na pewno wiecie, czym jest body-shaming, slut-shaming itd. Osobiście lubię definiować to pojęcie szeroko, jako wszelkie otwarte, bezpardonowe krytykowanie, w którym szwankuje uważna empatia, a czasem wręcz rezonuje pasywna agresja. Obracam się w tolerancyjnym środowisku i jestem coraz bardziej asertywna, jednak wciąż w pewnych sytuacjach albo zawstydzam się i nie wiem, co odpowiedzieć, albo miotam się, bo czuję się źle, ale dostrzegam dobre intencje i nie chcę komuś sprawić przykrości.
Od czego po latach opadają mi ręce? Poznajcie moje top 10, z autorskimi nazwami.
1. „Każdy umie jeździć na rowerze” (bicycle-shaming)
Nie, nie każdy. Umiem dojechać gdzieś niedaleko, ale łączy się to ze stresem i zsiadaniem przy każdym krawężniku, a nie radością i wiatrem we włosach. To wyznanie nigdy nie spotkało się z czyjąkolwiek empatią. Wszyscy parskają, bo przecież jazda na rowerze jest banalna i fajna. Dla nich.
2. „Zimno mi, jak na ciebie patrzę” (thin-dress-shaming)
Od dziecka mi ciepło. Zimą chodzę w rozpiętych kurtkach, bez czapki. Latem umieram z przegrzania. Od zawsze słyszę „a ty w takiej kurtce?”, „nie jest ci zimno?”, „jak patrzę na ciebie, od razu się trzęsę”. Kiedyś znajomi ze studiów z litości złożyli mi się na czapkę (nie pytając, czy jej na przykład, yhm… potrzebuję?).
3. „Ktoś umarł?” (black-clothes-shaming)
To, że ubieram się na czarno, skomentowano już z tysiąc razy. „Ktoś umarł?”, „nie pasuje to do ciebie”, „ty zawsze tak na smutno”. Kiedyś w parku obcy ludzie spytali mnie, czy jadłam już dzisiaj kota. Boki zrywać.
4. „Będziesz żałować na starość” (tattoo-shaming)
Czy dacie wiarę, że już z 5 razy ktoś obcy normalnie wziął sobie w dłonie moją rękę, by zobaczyć, co mam wytatuowane? Kiedyś powiedziano przy mnie o mnie tak: „to jest właśnie pani Agnieszka. Niech jej wygląd, te tatuaże, państwa nie zwiodą! To znakomita specjalistka”.
5. „Szósta rano to chora pora” (get-up-early-shaming)
Wstaję o szóstej, zasypiam o dwudziestej drugiej. Obie te pory są dla mnie normalne. Gdyby były dla mnie za wczesne, wstawałabym później.
6. „A czym zajmujesz się na co dzień?” (artist-work-shaming)
To częsta reakcja na informację, że jestem artystką i edukatorką. Mój zawód nie jest „frywolny”, nie czuję się „niebieskim ptakiem” lub „wariatką, ale tak pozytywnie”. Jestem dorosłym, odpowiedzialnym człowiekiem.
7. „30 km od Krakowa? Ojej” (staycation-shaming)
Dokładnie tak zareagowała moja znajoma, gdy odpowiedziałam na pytanie, gdzie jedziemy na wakacje. Lubię lokalność, dom, staycation. Ale od lat muszę znosić cykliczne przytyki na temat tego, że nie przepadam za podróżami, a na 2 dni mam dwie walizki, mimo iż nikogo nie proszę o pomoc w ich dźwiganiu.
8. „Jeszcze ci się zmieni” (child-free-shaming)
O bezdzietności z wyboru mówi się ostatnio bardzo dużo. Nie, nie zmieni mi się. Nie, moja bezpłodność nie jest dla mnie tragedią. Nie, bezdzietność z wyboru nie oznacza, że nie lubię dzieci lub nie szanuję wysiłków rodzicielstwa. Nie, u podstaw mojej decyzji nie leży chęć imprezowania i brak odpowiedzialności.
9. „Trzeba czasem od siebie odpocząć” (close-relationship-shaming)
Tak, pracujemy razem, spędzamy we dwoje wieczory, jeździmy sami na wakacje, pytamy się siebie o prawie wszystko. Nikt nie jest uciśniony. Tak lubimy.
10. „Koniecznie musisz” (will-shaming)
Uciekam od osób, które wiecznie wszystko wszystkim radzą. Niepytane, zawstydzają moją wolę. Piszę komuś, że dziś robię sobie dzień dbania o ciało? O, to koniecznie musisz spróbować tej maseczki! Że lubię swój ogródek? Musisz zrobić kącik warzywny! Nie, nie muszę.
Jak reagować na shaming? Tu sprawdza się asertywność, będąca jak postać na ciasnej ławeczce. Po lewej rozsiadła się agresja, wynikająca z patrzenia wyłącznie na własne potrzeby. Z drugiej strony niepewnie przycupnęła bierność, związana z zafiksowaniem na potrzebach innych. Asertywność siedzi między nimi i próbuje nie dotknąć żadnej z nich ramieniem lub udem. Gdy niechcący przechyli się w lewo, traci uważność i empatię, mogąc nawet uprawiać shaming. Kiedy z kolei muśnie łokciem bierność, od razu popada we frustrację, jako że myślenie zawsze o innych, a nigdy o sobie, wcale nie jest gwarancją zdrowia i powodem do dumy. Trudno jest tak siedzieć – połowa moich instagramowych obserwujących przyznaje, że ma problem z byciem asertywną i asertywnym.
Wobec tego, przedstawiam mały poradnik, stworzony wspólnie z moją instagramową społecznością i przepuszczony przez filtr wiedzy, którą nabyłam podczas szkoleń psychologicznych.
Zwróć uwagę na to, że ludzie są różni
Każdy z nas ma nieco inną optykę… i to jest super! Jako różni ludzie możemy dzielić się swoimi spostrzeżeniami, stymulować myślenie, zmieniać zdanie. Pamiętaj jednak o tym, by przenigdy nie próbować wcisnąć komuś na siłę własnego punktu widzenia. Kiedy z kolei padasz ofiarą takiego wciskania, możesz kulturalnie zwrócić uwagę, mówiąc:
„Pamiętaj, że jestem inną osobą niż ty”;
„Każdy ma swój punkt widzenia”;
„To, że dla ciebie prawko to łatwizna, nie znaczy, że dla każdego jest proste”;
„No to różnimy się od siebie”;
„Ja mam inaczej”.
Zaznacz swoje terytorium
Wydawałoby się, że jako ludzie nie musimy małpować zachowań zwierząt, obsikujących drzewo. Skoro jednak inni próbują Ci bezczelnie wejść w butach do głowy, masz prawo grzecznie pokazać im, kto tu rządzi, oświadczając:
„Tak i to moja sprawa”;
„Dziękuję za radę, ale nie skorzystam”;
„Cieszę się, że mogę samodzielnie podejmować własne decyzje”;
„Wiem, co jest dla mnie najlepsze”;
„Skoro ci się nie podoba, to tak nie rób”.
Utnij dyskusję
Masz prawo wydostać się z każdej sytuacji, w której się znajdujesz. Czasem jednak, gdy shaming uprawia kolega z pracy lub własna siostra, z własnej woli podejmujesz pewien kompromis i wyjście to musi mieć wymiar bardziej symboliczny. By komunikat został odpowiednio zrozumiany, możesz powiedzieć tak:
„Nie mam ochoty na takie komentarze”;
„Nie lubię, gdy ktoś porusza ten temat”;
„Tak, tyle jem, dokładnie i na tym zakończmy”;
„Jak będę potrzebowała porady lub opinii, na pewno zapytam”;
(to jest mój faworyt) „O, ciekawe”.
Zażartuj dosadnie
Nie, nie mam na myśli sarkazmu. Gardzę sarkazmem, nie przepadam za ironią, mierzi mnie delikatna sugestia. Nie godzę się na agresję. Lubię komunikaty wprost: szczere, uważne, wyważone. Jeśli ktoś po raz kolejny męczy bułę, można sobie jednak czasem pozwolić na żarcik, na przykład taki:
„Rzeczywiście to skandal, że nie czytałam tej książki, strasznie mi wstyd, ale tak bardzo, jejku, jak mi wstyd, aż trzęsą mi się ręce, słabo mi, podaj mi wody!”;
„Mówisz, że za mało jem? Kurcze, masz rację. Przygotujesz mi na jutro odpowiedni lunch box? Jakby co, nie przepadam za kaparami i bezą”;
„O, nie zauważyłam, że jestem gruba!”;
„Pewnie, że staramy się o dziecko, właśnie znów idziemy się kochać, przyłączysz się?”;
„Fakt, krótką mam kieckę, na szczęście zawsze noszę w torbie getry, w razie spotkania takiej osoby jak ty, już ubieram”.
Najzdrowiej jest pamiętać, że potrzeby wszystkich ludzi na świecie są równie ważne. Że społeczeństwo to kompromisy. Że super jest znać własne potrzeby. Że komentowanie nie jest OK. Że mamy prawo bez agresji zwrócić komuś uwagę.
Proszę, bądźmy empatyczni. Zastanawiajmy się, kiedy i komu nasze zdanie jest rzeczywiście potrzebne. Nie zawstydzajmy. Starajmy się być przewidującymi i uważnymi. Stop shamingom – jakkolwiek szeroko rozumiemy to pojęcie i czegokolwiek może ono dotyczyć.
__________
(i bądź ze mną na bieżąco)
Dziękuję 🙂 Kolejny ważny i ogromnie wartościowy post, jak wszystkie treści na tym blogu!
Od zawsze mam sporą wrażliwość na shaming i dlatego przede wszystkim sama staram się bardzo uważać na to, czy nie narzucam rozmówcom swojej opinii. Niestety, bardzo często muszę się też przed tym bronić, choć wciąż chciałabym być w tym lepsza.
Od kilku miesięcy, w wieku 30+, mam pierwsze (i jedyne – z świadomej i zgodnej decyzji podjętej wspólnie ze wspaniałym partnerem) dziecko i nie sądziłam, że wywoła to automatyczne “przyzwolenie” na taką ilość impertynenckich i bezpośrednich tekstów z grupy “musicie/ nie możecie/ dlaczego robicie xyz/ a w innych rodzinach, to…/ nie róbcie tak, bo ja…” (nazywanych po zwróceniu uwagi rozmówcy “żartami” i “dobrymi radami”).
Najgorsze, że po bardziej lub mniej skutecznej obronie werbalnej, najczęściej trzeba mierzyć się z kolejnym wyśmiewającym komentarzem pod tytułem “Ojej, jaka wrażliwa!” lub “Przecież ja mam same dobre intencje, nie przesadzaj…”. Z tym już naprawdę ciężko dyskutować i człowiekowi ręce opadają (zwłaszcza, gdy komentarze czyni członek rodziny partnera i trudniej się od niego skutecznie odciąć).
Osobiście reaguję na to lekko przeciągłym popatrzeniem w oczy rozmówcy w ciszy i świadomym niepodejmowaniem dalej tematu, ale mam wrażenie, że to nie jest do końca skuteczne i zazwyczaj pozostawia mnie mimo wszystko z poczuciem przekroczenia mojej granicy.
Dziękuję za ten ważny komentarz!